czwartek, 14 maja 2015

od strachu gorsze jest tylko zaskoczenie.

jestem bliska zawału serca, autentycznie.

nie, nie - nie to spowodowało, że znajduję się w łóżku szpitalnym. chwilę temu rozmawiałam z ordynatorem, właściwie ordynator przyszedł i postawił jednoznaczną diagnozę.
"no tak proszę Państwa, wszystko już wiemy i wszystko też by się nam zgadzało. gratuluję, będziecie Państwo rodzicami."

zamarłam. po prostu zamarłam. jak to rodzicami, jak to my, jak to w ogóle?!
jestem w ciąży. i choćbym chciała to ukryć przed M. nie miałam ku temu szansy. lekarz z pewnością, że jesteśmy narzeczeństwem przyszedł i po prostu wyciągnął z rękawa swojego asa. 
czuję swoje serce w gardle, wierzcie mi. 

"być może uznasz mnie za głupca, ale cieszę się. cieszę się, bo z dnia na dzień uświadamiam sobie, jak bardzo mi na Tobie zależy. chcę stworzyć z Tobą coś więcej, niż relację kończącą się w łóżku. pod prysznicem ewentualnie." - powiedział M.
o czym on w ogóle do mnie mówi?! jakie coś więcej, jakie my i zaraz, zaraz... z czego on się cieszy?!
"ale jak to, przecież Ty nawet nie wiesz, ja nawet nie wi..." - zaczęłam, chcąc uświadomić mu, że nie wiem przecież czyje to jest dziecko.
powiedział, że on wie. on wie, że to dziecko jest jego. nie przypuszcza, nawet nie czuje. po prostu wie.

spotkałam się z nim po latach, na kilka tygodni przed weselem jego siostry, gdzie towarzyszyłam mu i od czego właściwie wszystko się zaczęło. nie, w tamten dzień nie spałam z nim, o czym zresztą pisałam Wam tutaj.
nie powiedziałam jednak, że dwa dni po tamtym spotkaniu, spędziłam z nim noc w hotelu. niespecjalnie nawet zaprzątałam sobie tym głowę, spotykam się przecież z tyloma mężczyznami...
ale tak, on ma rację. to jest jego dziecko. 
wtedy wpadliśmy na siebie przypadkiem - co to był za przypadek! najprawdziwszy z możliwych - wychodziłam z hotelu, gdzie umówiona byłam z klientką, której padło auto na środku drogi i nie zdołała dojechać. w restauracji hotelowej, tego samego hotelu M. miał spotkanie biznesowe. 
jakoś tak spontanicznie się to wydarzyło. to był jedyny moment od tylu lat, w którym nie brałam tabletek hormonalnych.

będę mamą. nie wiem, jak to wszystko będzie teraz wyglądało, nie wiem jak się potoczy, jak ułoży i czy w ogóle.
zdrowa jestem, pieniądze mam, na wsparcie M. mogę liczyć. przynajmniej na chwilę obecną.

zakładając ten blog, pamiętacie, chciałam stworzyć sobie miejsce, w którym bez skrupułów, owijania w zbędne ładne słówka, bez obaw o utratę anonimowości, będę mogła po prostu pisać. i nawet nie dla kogoś docelowo. dla siebie samej, bo zawsze chciałam prowadzić pamiętnik. 
pierwszy raz w życiu udało mi się pociągnąć to tak długo.
ale w życiu też nie spodziewałabym się, że ta historia, mająca niejako początek tu, w Waszej obecności poniekąd, zakończy się w taki sposób.

zakończy się, bo muszę odetchnąć. pozbierać myśli i przestawić się na zupełnie inny tor. wejść w nowy etap mojego życia. 
pierwsze, co powiedział M. to to, że się cieszy. drugie, to w zasadzie też pierwsze, dla niego. muszę skończyć z tym, czym się zajmuję. nie wiem co będzie, jak będzie, ale nie myślę o tak dalekiej przyszłości. liczy się tu i teraz. a na teraz to właśnie uważam za słuszne.

będę mamą. to siódmy tydzień.
nie wykluczam, że jeszcze kiedyś tu wrócę. dziękuję, za wszystko.

trzymajcie się ciepło.



źródło: http://dzieci.pl/szukaj,ci%B1%BFa%20po%20czterdziestce,szukaj.html?smgputicaid=614e6c

strach ma wielkie oczy.

pojechałam wczorajszego wieczoru na umówione spotkanie z nowym klientem, w hotelu, w którym mieliśmy się spotkać byłam tuż przed godziną 22. pan ten jednak zadzwonił do mnie, że niestety, ale z przyczyn niezależnych od niego spóźni się do godziny, dlatego też mam wziąć kartę z recepcji i zaczekać w pokoju. podał mi swoje dane, bowiem na niego przecież była rezerwacja.

w pokoju czekała wykwintna kolacja, zapalone świece, w tle słychać było kojącą zmysły muzykę - chyba relaksacyjną, bo od razu poczułam się błogo. 
na stole znalazłam karteczkę: "jeżeli będę miał się spóźnić, zjedz sama, póki to wszystko jest ciepłe."
pomyślałam, że przecież nie będę jadła sama kolacji, która zaplanowana jest dla nas dwojga. zresztą w ogóle nie byłam głodna. 
pomyślałam, że może przebiorę się w swoją seksowną bieliznę, którą wzięłam na życzenie klienta i zaskoczę go na powitanie. szybko jednak pomysł ten zagłuszyłam, bo przecież nie wiedziałam jeszcze z kim będę miała do czynienia. 

wstałam od stolika, żeby zasunąć ciężkie, wielkie zasłony i...

to ostatnie, co pamiętam. nie mam pojęcia kompletnie, co się stało. teraz leżę w łóżku w szpitalnej sali, ubrana w dziwny kaftan. co prawda nie bezpieczeństwa, ale nie jest temu dalekie to ubranko.
czekam na wyniki jakichś badań, mówią, że straciłam przytomność. naprawdę nic nie pamiętam. nic, co działo się później.
powiadomili M., że znajduję się w szpitalu, od razu przyjechał. teraz chwilowo nie ma go przy mnie, gdyż pojechał do mojego mieszkania po kilka rzeczy dla mnie.
mój klient, który spóźnił się wczoraj zastał mnie w hotelowym pokoju nieprzytomną, ponoć zasłabłam dosłownie na moment przed tym, jak otworzył drzwi apartamentu. zadzwonił na pogotowie.
bardzo się denerwuję, bo nie wiem co się dzieje. czekać, czekać. czekanie jest przecież najgorsze. jeszcze, kiedy nie wiesz człowieku, na co czekasz. Iga chyba też już wie, bo dobija się któryś już raz na telefon. napisałam jej smsa, że nie mogę teraz rozmawiać, dam jej znać jak już będę coś wiedziała. podobno moje wyniki badań będą w okolicach godziny 12. przecież ja tutaj oszaleję z niewiedzy do tej godziny.

rety, a jeśli jestem poważnie chora?! oczywiście opętana jestem przez najgorsze z najgorszych myśli. 
z pewnością nie jest to nic związanego z moją pracą. pod tym kątem robię regularne badania i jestem więcej niż pewna, że mój pobyt w szpitalu nie ma związku z wielością partnerów seksualnych.

ostatnim razem, kiedy obudziłam się w szpitalu po spotkaniu z klientem było znacznie mniej... przyjemnie - o ile to odpowiednie słowo. czułam wtedy ogromny ból, miałam połamane żebra, byłam pobita i eh...zgwałcona brutalnie. teraz nie czuję nic. nic złego znaczy się. czuję się po prostu dobrze.
ostatnio niewiele jem, nie mam czasu na to, może stąd to zasłabnięcie.

czekam, cierpliwie czekam, bo muszę. przyjechał M. słyszę jego głos na korytarzu, rozmawia z ordynatorem.
"nie ma jeszcze wyników Pańskiej narzeczonej, proszę uzbroić się w cierpliwość." - jakiej narzeczonej, co on za bzdury wygaduje lekarzowi?!




źródło: http://w975.wrzuta.pl/obraz/1xEjsIMG21s/znak_zapytania

środa, 13 maja 2015

taką wodą być, co otuli Ciebie całą.

wczorajszy wieczór spędziłam w SPA hotelowym, gdzie wraz z M. zostaliśmy na noc. zorganizowałam to wszytko naprawdę na szybko, ale obsługa hotelowa stanęła na wysokości zadania. postarali się, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż ostatecznie M. był bardzo zadowolony. jest zadowolony, bowiem nadal dostaję wiadomość po wiadomości i wdzięczności nie widzę końca. 
fajnie, że mogłam choć w tak minimalnym stopniu odwdzięczyć się za to wszystko. a bransoletka z brylantami, którą mi podarował na ręce wygląda cudownie!

w SPA skorzystaliśmy chyba ze wszystkich dostępnych tam usług, począwszy od masaży relaksacyjnych, poprzez zabiegi upiększające twarz i całe ciało, aż po strefy typowo odprężające. 

źródło: źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/9-SPA
źródło: źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/9-SPA
źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/3-BASEN
źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/3-BASEN
źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/9-SPA







M. odwiózł mnie dziś do domu, sam natomiast musiał wyjechać za miasto na kolejne spotkanie biznesowe.

ja z kolei umówiłam się z nowym klientem, który zadzwonił do mnie niespełna godzinę temu. uprzedził on z góry, że interesuje go tylko jednorazowe spotkanie, liczy zatem na wysoką jakość moich... usług. 
to akurat jestem w stanie mu zapewnić, zgodziłam się więc na spotkanie.
chciał, żebym przyjechała do jego mieszkania, jednak po ostatnim zdarzeniu - kiedy zdecydowałam się pojechać do domu klienta i skończyło się jak skończyło - nie chcę już ryzykować.
zrozumiał i podał adres hotelu, w którym będzie na mnie czekał. 
powiedział stanowczym głosem, że oczekuje mocno wyuzdanej kobiety. 
w porządku.

postawiłam więc na fikuśną bieliznę erotyczną, która w zasadzie więcej odkrywa niż zakrywa. ale wedle życzenia klienta.

co do bielizny tego rodzaju, wyznaję pewien zwyczaj, że przebieram się dopiero w miejscu spotkania. tak na wszelki wypadek.
wybrałam czerwony, pobudzający zmysły komplet. 
dla niepoznaki postawiłam na prosty, choć unowocześniony outfit. czerwony top z wycięciem nad pępkiem, do tego jasne, przecierane jeansy rurki i najważniejszy element każdej mojej stylizacji, co podkreślam zawsze - buty. neonowe, wysokie szpilki od Louboutina. czerwona ich podeszwa fajnie zgrywa się z topem, a neonowa żółć przełamuje to połączenie.
dodatkiem jest niewielka torebka od Stella McCartney w kolorze zbliżonym do koloru butów. wiem, że dziś nie stosuje się już tej reguły, jednak to zbyt mocny kolor, by łączyć go z jeszcze innym.


mam jeszcze odrobinę czasu, dlatego wezmę Batmana na krótki spacer, poprawię makijaż i mogę wychodzić.

lubię wymagających klientów, gdyż świadczy to o ich pewności siebie. a nie ma nic bardziej seksownego, niż świadomy i pewny siebie facet. 
źródło: http://www.sisi.pl/bieliznaerotyczna/komplety-anais--afrodita/id/8758/



źródło: https://www.montaignemarket.com/EN_16729_Shoulder-bags-Stella-McCartney-neon-yellow-faux-leather-shoulder-bag.html

źródło: http://www.boohoo.com/day-tops/heidi-drape-scoop-side-vest/invt/azz08754


źródło: https://www.zalando.pl/met-jeansy-slim-fit-destroyed-denim-m0121n00e-k11.html
źródło: http://www.net-a-porter.com/intl/product/525148?cm_mmc=LinkshareUK-_-Hy3bqNL2jtQ-_-ProductFeed-_-Christian_Louboutin&siteID=Hy3bqNL2jtQ-p7PUDc.fXn0y1KjQZwnA5g




























wtorek, 12 maja 2015

shin' bright like a diamond.

przez ułamek sekundy poczułam ogromny wyrzut sumienia. 
bo przecież przed momentem wyszedł ode mnie M., było nam razem naprawdę dobrze, miło jak zwykle. do tego te wszystkie prezenty od niego, choć to sprawa drugorzędna. 
z drugiej jednak strony nic sobie nie obiecywaliśmy, nie padły żadne deklaracje czy słowa zobowiązania. 

odpisałam mężczyźnie, któremu wizytówkę wsunęłam za wycieraczkę w samochodzie. oczywiście nie odpisałam mu od razu, bo dlaczego miałby pomyśleć, że czekałam na odzew z jego strony!
minęły około trzy godziny, nim zdecydowałam się odpowiedzieć na jego wiadomość. 
on natomiast musiał czekać z dużą niecierpliwością, ponieważ jak tylko otrzymałam raport dostarczenia smsa, oddzwonił.


w słuchawce usłyszałam bardzo ciepły i miły, ale pewny siebie głos: "rozumiem, że rozmawiam z kobietą, której numer widnieje na wizytówce. czy obudziłem piękną Panią?"

zaraz, zaraz - pomyślałam szybko. jak to PIĘKNĄ, skoro nawet mnie nie widział? o co oczywiście zapytałam.

"widzę więcej, niż się Pani wydaje. mówmy sobie po imieniu, Norbert jestem, miło mi." - odpowiedział bez zastanowienia.


cóż za bezczelny gość, uznałam! "masz w sobie na tyle odwagi, by sądzić, że po dwóch minutach rozmowy przez telefon, będziemy się aż tak spoufalać?" - zrewanżowałam się szybko.

po czym on oznajmił, że w końcu to ja podłożyłam swój numer obcemu mężczyźnie i czy aby na pewno chcę licytować się o odwagę.

chwilę później zarzucił mi, że w takim razie muszę być tylko panią do towarzystwa, zdesperowaną w dodatku, która leci na bogatych facetów z dobrymi samochodami. 

ależ mnie zirytował! niedopuszczalne, by ktoś zupełnie mi obcy odnosił się do mnie w podobny sposób!


"Twój czas minął, trzymaj się." - odparłam i rozłączyłam się od razu.


nie obraziłam się za Panią do towarzystwa, ale poczułam ogromną urazę za osąd, jakże niesłuszny, jakoby miałabym oglądać się za drogimi samochodami i ich właścicielami. a i do desperacji mi daleko. 



czuję się dziś o niebo lepiej, stąd pomyślałam, że zaproponuję M. wspólny wieczór. zaprosiłam go do SPA, wypada bowiem, abym odwdzięczyła się za wszystkie prezenty, jakie sprawił mi do tej pory. w minimalnym stopniu, rzecz jasna, bowiem nigdy chyba nie zdołam odwdzięczyć się równomiernie. 

ucieszył się bardzo, choć przeciwny był pomysłowi, żebym to ja płaciła za cokolwiek. dał się jednak przekonać.

uciekam się szykować.




poniedziałek, 11 maja 2015

w pogoni za fantazją.

dzisiejszego ranka pierwszy raz miałam okazję przekonać się, jak dobrą decyzję podjęłam decydując się na przesłodkiego czworonoga.
odkąd tylko otworzyłam oczy czuję się paskudnie, a właściwie to obudziłam się, bo tak niedobrze spałam.
mimo potwornych mdłości i przekonania, że ten dzień zdecydowanie nie będzie należał do mnie, uśmiechnęłam się szczerze, gdy zobaczyłam tę kochaną mordkę z samego rana.

spacerując z Batmanem po parku tuż obok mojego mieszkania spostrzegłam pięknego Lexusa, z którego wysiadł czarujący mężczyzna. nigdy wcześniej nie widziałam go tutaj, zainteresowało mnie więc do kogo mógł przyjechać.
wszedł do kawiarni - jedynej w okolicy, która zaprasza klientów już od godziny 5 rano - więc zapewne był z kimś tam umówiony. 
nie wiem i szczerze przyznam, iż specjalnie wnikliwie nie analizowałam możliwych rozwiązań. 
wiedziałam jedno - chcę poznać tego faceta. bez głębszego namysłu o konsekwencjach podeszłam do samochodu i wsunęłam mu swoją wizytówkę za wycieraczkę.
odezwie się to świetnie, jeżeli nie, łzami się nie zaleję. nic nie tracę, prawda? 

wróciłam do domu szybciutko, ponieważ Batman jest jeszcze za młody na długie i intensywne spacery, zwłaszcza rankiem, kiedy mimo pory roku jest jednak chłodno. muszę dbać o mojego nowego przyjaciela.

nie ukrywam, że myślami wciąż jestem przy mężczyźnie, któremu podsunęłam swoją wizytówkę. niezaspokojona ciekawość tego, czy zadzwoni do mnie, jest na tyle silna, iż ciężko skierować myśli w innym kierunku. ale wszystko ma swoje granice, rzecz jasna. nie zamierzam popadać w paranoje, jakąkolwiek i z powodu kogokolwiek. 
moje samopoczucie jest na tyle złe, że zaczyna brać jednak górę nad wszystkim pozostałym. już dawno nie czułam się tak potwornie.
no... może wtedy,gdy wylądowałam w szpitalu zgwałcona i pobita. ale to puszczam w niepamięć. dołożyłam naprawdę wszelkich i wielkich starań, by "wymazać" to z pamięci.
albo rozkłada mnie jakieś potworne choróbsko, co całkiem możliwe, gdyż Iga pisała mi w nocy, że czuje się równie źle, albo zjadłam coś, co mi zaszkodziło. na szczęście od tego się nie umiera.

w okolicach godziny 10 przyjechał, niespodziewanie jak na niego przystało, M. oczywiście nie byłby sobą, gdyby po drodze nie odwiedził piekarni i nie przywiózł mi świeżego pieczywa na śniadanie. tym razem ja przygotowałam je dla nas oboje w zamian za ostatni raz, gdy podał mi śniadanko do łóżka. 
ten mężczyzna chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. a może to ja po prostu straciłam wiarę w to, że facet może potrafić myśleć o wszystkim.
nie zapomniał też o Batmanie. przywiózł kilka kolorowych zabawek twierdząc, że tak młody psiak potrzebuje zajęcia. urzekł mnie znów niesamowicie.
zapomniałam nawet na moment, jak niewdzięcznie się dziś czuję. 

M. siedział w fotelu obserwując mnie jak zmywam po śniadaniu. czułam jego wzrok na sobie. lubię to.
podeszłam do niego, uklękłam przed nim i zaczęłam rozpinać jego spodnie.
powiedział: "Skarbie, przecież nie po to przyjechałem, dobrze wiesz. nie musisz."
"nie muszę, ale chcę" odpowiedziałam.
zaspokoiłam go oralnie, co uwielbia. było mu chyba wyjątkowo dobrze, bo mimowolnie pociągnął mnie mocno za włosy w chwili szczytowania. nie zrobił mi tym krzywdy, wręcz przeciwnie.
przepraszał mnie później kilkakrotnie, bał się, że poczułam się przedmiotowo. nic z tych rzeczy. wiem, że tak nie jest.
przepraszał mnie podwójnie, kiedy okazało się, iż jest już tak późno, że za moment spóźni się na zebranie, którego jest przewodniczącym.
doskonale wiem, że pracuje i musi być punktualny. jest w końcu prezesem a przykład idzie z góry.
w życiu bym nawet nie pomyślała, że przyjeżdża do mnie na szybki numerek po czym jeszcze szybciej się zmywa. to nie ten typ.
zwłaszcza, że to ja tego chciałam.


źródło: http://the-art-of-blowjob.com/post/115994975587


zabawne, ale kiedy tylko zamknęłam drzwi za M., dostałam sms: "czy to Twoją wizytówkę znalazłem za wycieraczką?"


ps. dopiero teraz, sięgając po laptop, zauważyłam torebkę z prezentem, którą M. postawił na komodzie w salonie.



źródło: http://wkruk.pl/bransolety/bransoleta-w-kruk,id-67400







sobota, 9 maja 2015

mój nowy przyjaciel.

wróciłam dziś do domu po świetnie spędzonym wczorajszym dniu i jeszcze bardziej udanej nocy w towarzystwie mojej Igi.

otwierając kolejny raz drzwi do mojego pustego mieszkania, uświadomiłam sobie, cholera, że przecież mam prawie 30 lat a tutaj wciąż nikt na mnie nie czeka. wiązać się w najbliższym czasie nie zamierzam, gdyż związek - taki na poważnie, ze wszelkimi zobowiązaniami - to jeszcze nie dla mnie.
i o ile nie jest to strach przed właśnie zobowiązaniem, bo nie jest, o tyle wiem, że nie czuję się jeszcze gotowa wpuścić do mojego życia kogoś drugiego tak całkowicie.
ale, ale!  kto powiedział, że potrzebuję towarzystwa drugiego człowieka? tych przecież mi nie brakuje.
szybkie myśli...tak! dlaczego ja nie wpadłam na to wcześniej?!
chcę psa. i absolutnie nie jest to chwilowy kaprys. zdałam sobie sprawę, iż mogłam mieć go już dawno, gdyż na brak czasu wolnego nie narzekam, finansowo tym bardziej mogę pozwolić sobie na to, by utrzymać pupila a i naprawdę przyda mi się towarzystwo. zwłaszcza tak urocze, jakim potrafi być psiak. 

mówiąc pies, mam na myśli rzecz jasna solidnego czworonoga. kocham zwierzaki w każdej postaci, niemniej jednak wyjątkowo za serca chwytają mnie duże psy. 
moje plany nie potrzebują długiego czasu oczekiwania na ich realizację. uruchomiłam swoje wszystkie kontakty, przejrzałam kilka stronek w Internecie i znalazłam.
znalazłam szczeniaka, ma około 2/3 miesiące - nie jest to jednoznaczne, ponieważ ktoś porzucił go kilka dni temu - przebywał obecnie w schronisku w Szczecinie. od razu po niego pojechałam, "rezerwując" wcześniej psiaka telefonicznie.


poprosiłam M., aby pojechał ze mną, bowiem do Szczecina jest jednak te dwie godziny drogi a wiedząc już, że będę wracała z nowym współlokatorem chciałam, aby miał możliwie największy komfort podróży.
M. przyjechał od razu.

od niespełna godziny cieszę się towarzystwem Batmana. niewielka jeszcze puszysta kuleczka, przypominająca do złudzenia niedźwiadka to mieszaniec owczarka niemieckiego i husky. chyba poczuł się już jak w domku.
pokochałam go od pierwszego wejrzenia, z ręką na sercu!



piątek, 8 maja 2015

między nami kobietami.

dawno już nie widziałam się z moją Igą. dawno nie spędziłam z nią czasu tak, jak z przyjaciółką czas ten się spędza. 
jest piątek to i dobra okazja na wspólne babskie popołudnie. 

jako, że sama siebie namawiać długo nie muszę i w momencie, kiedy tylko pomyślałam o tym, jak zaniedbałyśmy swoje kontakty, od razu do niej zadzwoniłam.

zdałam sobie sprawę, że nie bez przyczyny przyjaźnimy się już tyle lat. Iga powiedziała, że właśnie wzięła telefon do ręki, by zadzwonić do mnie z podobną propozycją.
moja kochana, rozczuliła mnie.

umówiłyśmy się w galerii handlowej, nic nie sprzyja ploteczkom bardziej niż wspólny shopping dwóch kobiet. a w końcu mam jej tyle do opowiedzenia. 

zrobiło mi się aż głupio, bowiem znów zdałam sobie z czegoś sprawę - w ostatnim czasie o niczym jej nie mówiłam! nie miałam po prostu kiedy...

spotkałyśmy się w umówionym miejscu, obeszłyśmy wszystkie sklepy trzy razy przynajmniej. za radą Igi, a już po tym, gdy nadrobiłam zaległości w zwierzaniu się, kupiłam kilka fajnych rzeczy, by mieć co na siebie włożyć, kiedy przyjdzie mi ewentualnie spotkać się ponownie z M. 

à propos - Iga była zachwycona biegiem zdarzeń z ostatnich tygodni mojego życia. 

twierdzi nawet, iż przekonana jest, że z relacji między mną a M. wyniknie coś znacznie większego. zabawne.

znalazłam coś, co bardzo jest w guście M. jestem przekonana, że spodobam mu się w takim wydaniu.


źródło: http://www.c-and-a.com/pl/pl/shop/kobiety/koszulki-i-topy/topy/page-2/top-z-nadrukiem-154601-1.html



źródło: https://cubus.com/en/7163109_F521







źródło: http://www.kazar.com/pl/sklep/5451-kremowe-polsandaly-25589-18526-04-29.html


po udanym popołudniu spędzonym w galerii handlowej Iga zaprosiła mnie do siebie, uznała bowiem, że chce spędzić ze mną jeszcze trochę czasu - póki ma okazję, nim M. całkowicie mnie jej zabierze. śmiałam się, kiedy to mówiła, widziałam, że robi to niby z przekąsem, ale z drugiej jednak strony przemawiała przez nią zazdrość.
nie miałam żadnych innych planów, to i nie widziałam powodów, by jej odmawiać.

Iga jest bezpośrednia, wprost powiedziała, że ma ochotę na seks ze mną. właściwie w tym kontekście też mi jej brakowało. uwielbiam jej towarzystwo, zwłaszcza w łóżku. 
ale nie tym razem. nie tym razem w łóżku.
zaproponowała mi wspólną kąpiel, na początek. przystawałam na wszystko, gdyż wszystko mi całkowicie pasowało. 
spędziłam z nią cudowny dzień i wieczór. brakowało mi tego, bo brakowało mi jej.
poza tym, że jest świetna w łóżku, doskonałym doradcą podczas zakupów, to jest niezawodną przyjaciółką. przede wszystkim przyjaciółką. 

nocuję dziś u niej, jednak coś nie pozwala mi zasnąć. Iga już śpi, zasnęła w momencie, chwilę po ostatnim orgazmie. jest taka ładna. 
M. właśnie napisał mi sms. tęskni za mną.